Kilka lat temu, gdy pojawiały się pierwsze informacje o wejściu nowych przepisów wymuszających na producentach produkcję samochodów elektrycznych, większość z nas myślała, że to będą tanie auta. A jedzenie ekologiczne jest tanie. Nie! Więc i z samochodami nie może być inaczej.
Walcząc o mniejszy wpływ samochodów z silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi na środowisko, Unia Europejska postanowiła wprowadzić kilka ważnych przepisów. Od kilku lat wiemy, że do 2035 roku producenci muszą zrezygnować z produkcji aut z konwencjonalnym napędem. – Po raz pierwszy to nie producenci, a politycy, decydują o zmianach produktowych. Firmy muszą się dostosować i szukać alternatywnych źródeł napędu – podkreśla Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Wybór padł na silniki elektryczne, choć już wcześniej zaczęły się pojawiać pojazdy z napędem hybrydowym. Jako jeden z pierwszych na rynku pojawił się Nissan Leaf, a potem BMW i3. Ostatnie dwa lata to dosłownie wysyp „elektryków”. Nawet w konkursie Car of The Year 2022 do finałowej siódemki zakwalifikowało się sześć samochodów elektrycznych. Przedstawicielem „starego” napędu jest tylko Peugeot 308, który i tak już niebawem dostępny będzie w wersji elektrycznej.
Miały być ekologiczne i ekonomiczne
Informacje o pojawieniu się ekologicznych samochodów elektrycznych z zerową emisją, zapowiadały nowe rozdanie. Część z nas liczyła, że pojazdy nowej generacji będą ekologiczne i ekonomiczne, czyli będą relatywnie tanie. To założenie było mylne, bo przecież ekologia, np. artykuły spożywcze, też nie są najtańsze. Więc dlaczego z samochodami miałoby być inaczej. No i nie jest. Najtańszy samochód elektryczny dostępny na polskim rynku to Dacia Spring, za którą trzeba zapłacić niespełna 78 tys. złotych (podaję ceny katalogowe, nie obejmujące dopłaty w ramach rządowego programu Mój Elektryk). Potem robi się coraz ciekawiej. Fiat wywindował cenę elektrycznego modelu 500 3+1 do poziomu blisko 140 tys. złotych, a droższa wersja La Prima kosztuje już 160 tys. zł, czyli tyle ile wydamy na Volkswagena ID.3. W cenie samochodu segmentu D (z tradycyjnym silnikiem benzynowym lub Diesla) otrzymujemy auto segmenty B lub C, oferujące zasięgi między 300 a 500 km. Wyjściem z sytuacji może być podnoszenie cen aut ze „starym napędem”, co się zresztą dzieje. Dodatkowo pojawiąjące się, za sprawą pandemi, olbrzymie braki dostaw i przestoje w fabrykach, mają wpływ na ceny nowych aut. Przy dużym zainteresowaniu klientów, którzy nie chcą czekać na auto rok (w zależności od marki i modelu, odbiór od złożenia zamówienia oscyluje od 4 do 12 miesięcy). Nie ma już zniżek, bo i tak wszystko co się pojawi w salonie znika na pniu. Wymarzona sytuacja do podnoszenia cen nowych aut.
A teraz o samochodach luksusowych
Pojazdy z napędem elektrycznym zagościły także w klasie aut luksusowych i sportowych. Ceny pięciu najdroższych, dostępnych na polskim rynku samochodów, zaczynają się od blisko 600 tys. złotych. To ceny katalogowe, które można podnieść dobierając lakier, wyposażenie dodatkowe czy inne element. Na piątym miejscu plasuje się Tesla z modelem S Plaid i ceną 569 990 złotych. Klient otrzymuje samochód z silnikiem o mocy 1020 KM i zasięgiem do 637 kilometrów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że najtańsze z porównywanych aut elektrycznych jest jednocześnie najszybsze. Od 0 do 100 km/h przyspiesza w czasie 2,1 sekundy, a prędkość maksymalna bez elektronicznego ogranicznika dochodzi do 322 km/h. Czwarte miejsce przypadło w udziale Audi RS e-tron GT, za które zapłacimy w podstawowej wersji 602 900 złotych. Na jednym ładowaniu przejedziemy do 465 kilometrów, a pierwsze 100 km/h osiągniemy po 3,3 sekundy. Prędkość maksymalna ograniczona jest elektronicznie do 250 km/h.
Pierwsza trójka to…
BMW, Mercedes i Porsche. BMW z modelem iX xDrive50 i ceną katalogową 603 900 złotych uplasował się na trzecim miejscu. To jedyny w tej grupie reprezentant segmentu SUV i jedyny, który podaje ciężar przyczepy którą może ciągnąć – do 750 kilogramów. Prędkość maksymalna to równe 200 km/h, a do „setki” pojazd przyspiesza w czasie 4,6 sekundy. Na jednym tankowaniu przejedziemy do 600 kilometrów. Druga pozycja przypadła nowemu modelowi Mercedesa. Za EQS 580 4Matic trzeba wydać 607 300 zł. W tej cenie dostajemy ponad pięciometrową, luksusową limuzynę z zasięgiem do 663 kilometrów. Maksymalna prędkość to tylko 210 km/h, a od 0 do 100 km/h elektryczny Mercedes przyspiesza w 4,3 sekundy. No i teraz miejsce pierwsze. Wyjątkowo mamy tu dwa modele Porsche Taycan. Pierwszy z lepszymi osiągami (Taycan S) kosztuje 804 000 zł, a drugi (Taycan Turbo S Cross Turismo) 810 000 zł. Producent informuje, że zasięg zależy od tras po których się poruszamy i wynosi od 370 (na długich trasach) do 498 (jazda po mieście). Szybszy z modeli, czyli Taycan Turbo S, przyspiesza od 0 do 100 km/h w czasie 2,8 sekundy, a prędkość maksymalna to 260 km/h.
Ekonomia jazdy
Producenci zapewniają, że średnie zapotrzebowanie na energię elektryczną waha się od 18,7 (przy Mercedesie EQS 580 4Matic) do 28,5 w przypadku Porsche Taycan Turbo S. A zatem licząc, że cena prądu jest poziomie 0,70 zł za kW (ceny różnią się od operatora i lokalizacji), koszt przejazdu 100 kilometrów waha się od 13 do 20 złotych. Oczywiście jeśli ładujemy pojazd z domowego gniazdka. Ładując auta w sieciach szybkich ładowarek koszty mogą być dwu- lub nawet trzykrotnie wyższe.A zatem tanio i ekologicznie…