Co nas czeka w motoryzacji – przemyślenia własne część 1

 |  Tomasz Napierała

Odbyłem wirtualną podróż do Arnhem (opisaną wcześniej) samochodem VW ID.4. Pomimo, że teoretycznie wszystko powinno się udać, moje wątpliwości dotyczące takiego rozwiązania źródła napędu nie zostały rozwiane. Z czego wynika mój sceptycyzm?

O ile dzisiaj po drogach porusza się niewielka liczba pojazdów elektrycznych, to nie bardzo mogę sobie wyobrazić jedną z głównych arterii komunikacyjnych Europy – autostradę A2 wypełnioną samymi „elektrykami”.  Infrastruktura stacji ładowania musiałaby być przeogromna. Gdyby przyjąć, że głównym powodem powstawania tego typu samochodów jest ekologia, powstaje pytanie o prąd dostarczany do tych stacji ładowania.  Czy jego produkcja też jest „eko”? Jakie są koszty ekologiczne powstania i utylizacji tego rodzaju pojazdów, szczególnie akumulatorów? Czy uwzględniając te pytania nadal jest to pojazd „zaroemisyjny”. To nie jedyne znaki zapytania jakie rodzą się w mojej głowie. Stawiając je sobie będę szukał na nie odpowiedzi, by przedstawić je Wam w kolejnych artykułach.

Przez kilka najbliższych lat, świat będziemy oglądać przez szybę samochodu elektrycznego. (fot. Piotr Robakowski)

Jaki jest więc mój stosunek do samochodów elektrycznych? Odpowiem – praktyczny. Eksploatując tego typu pojazd nie chcę się zastanawiać, gdzie i w jakim czasie uzupełnię zapas energii w moim aucie. Prawdą jest, że w tej dziedzinie czynimy postępy. Zwiększa się pojemność akumulatorów, skraca czas ładowania, mamy coraz większy zasięg. Mówimy tu jednak o zastąpieniu w niedalekiej przyszłości pojazdów spalinowych elektrykami. Jak ma wyglądać infrastruktura stacji ładowania na osiedlu mieszkaniowym zamieszkałym przez kilkanaście tysięcy osób?

Toyota jako pierwsza zaprezentowała auto hybrydowe. Teraz pokazała seryjne auto na wodór. (fot. Piotr Robakowski)

Do tej pory w mojej hierarchii samochodów ekologicznych pierwsze miejsce zajmowały hybrydy.  W mieście korzystamy z napędu elektrycznego, poza nim napęd spalinowy. Mamy alternatywne źródło zasilania i nie martwimy się, że prąd nam się skończy. Rozwiązanie ma kilka wad, ale o tym przy innej okazji. Na pozycji lidera mojego rankingu nastąpiła bowiem zmiana. Pierwsze miejsce zajął pojazd wyposażony w ogniwo paliwowe. Uważałem i nadal uważam, że to najbardziej sensowne rozwiązanie w kontekście przyszłości – określanej słowem elektromobilność.  Znalazłem tego potwierdzenie. Pojawiły się bowiem informacje, że Pan Arkady Paweł Fiedler odbył podróż po Europie samochodem zasilanym wodorem.  Była to Toyota Mirai. Podróżnik przejechał po Europie 4905 km, zużywając 50 kg wodoru, tankując 15 razy za łączną kwotę 2170 zł. Średni koszt przejechania 100 km to ok. 44 zł. Jak podaje w swojej relacji: – Stacji wodorowych było mnóstwo, na tyle blisko od siebie, że na całej trasie z Berlina, tylko raz byłem blisko włączenia się rezerwy. Tankowanie trwa kilka minut i można jechać dalej. Na niemieckich autostradach jeździ się szybciej, czasem powyżej 160 km/h, dlatego przyspieszyłem, nie martwiąc się o zasięg – relacjonuje

Toyota Mirai jest napędzana silnikiem elektrycznym o mocy 182 KM i momencie obrotowym 300 Nm. Pojazd zużywa średnio 0,84 kg/100 km wodoru, a jego przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi 9 s. Wodorowa Toyota nie emituje podczas jazdy żadnych spalin, a jedynym produktem ubocznym pracy ogniw paliwowych jest para wodna. Zasięg auta wynosi do 650 km w normalnych warunkach jazdy. Mirai to nie jedyny pojazd zasilany wodorem. W swojej ofercie ma je już kilku innych producentów samochodów np. Honda, Hyundai, BMW czy Mercedes-Benz.  Czy to jest przyszłość motoryzacji?  W moim odczuciu zdecydowanie tak. Skąd takie przekonanie – o tym wkrótce.

fot. Piotr Robakowski
#TAGI
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments


© All rights reserved. B2C Group sp. z o.o.
Powered by Libermedia.
Do góry
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com