Napęd wodorowy to już nie tylko marzenie producentów samochodów. Sięgają po niego także producenci naczep. Grupa Wielton już w przyszłym roku chce wypuścić przyczepę z elektrycznym napędem i ogniwami paliwowymi. Jedno jest pewne – tanio nie będzie.
Idzie elektryfikacja, a to oznacza problemy dla branży transportowej. Prototypy elektrycznych ciężarówek są ogromne i niebywale ciężkie, bo muszą wozić ogromne akumulatory. Oczywiście są także prace nad stosowaniem ogniw paliwowych jako źródła prądu. Producenci naczep na wszelki wypadek postanowili wspomóc ciężarówki i zaczęli pracować nad przyczepami, które będą miały własny napęd. Nie mają one zastąpić cięgnika, ale zmniejszyć potrzebną moc do transportu ciężkim towarów.
W przyszłym roku ma być gotowa do wejścia na rynek przyczepa marki Fruehauf, należącej do Grupy Wielton, która będzie miała elektrycznie napędzaną oś i ogniwa paliwowe oraz 6 zbiorników na łącznie 27 kg wodoru. – Rozwiązanie to umożliwia naczepie wsparcie ciągnika np. przy pokonywaniu wymagających tras czy jazdy w trudnych warunkach off road – mówi Mariusz Golec, CEO Grupy Wielton, ale przyznaje, że ta technologia nie jest tania.
Inny producent naczep, firma Chereau także pracuje nad takim rozwiązaniem, ale jej wodorowa naczepa ma być gotowa do wejścia na rynek za trzy lata.
Producenci naczep od kilku lat pracują nad rozwiązaniami mogącymi wspierać zmniejszanie śladu węglowego transportu. Firma SAF – Holland, wytwarzająca technologie dla transportu ciężarowego już w 2018 roku pokazała napęd elektryczny dla naczep. Na razie jednak wciąż jest ona na etapie testów. W swoich naczepach sprawdza ją także firma Lamberet. Lamberet zresztą także sięga po ogniwa paliwowe. Na razie jednak chce, by dawały energię dla agregatów w chłodniach, zastępując baterie czy spalinowe generatory.
Jak widać wodór w transporcie będzie miał znacznie szersze zastosowanie niż mogło się wydawać.