Chłopaki, namawiamy ludzi do złego! W trosce o środowisko zamknijmy ten portal, a otwórzmy inny, chwalący diesle. Auta elektryczne w Polsce powodują o 10 proc. wyższe emisje CO2 niż spalinowe! Tak przynajmniej wyszło „fachowcom” z Radiant Energy Group, którzy opublikowali raport wskazujący, ile emisji CO2 w poszczególnych krajach Unii Europejskiej kierowcy „oszczędzają” przesiadając się z aut elektrycznych na spalinowe. Problem w tym, że dane ściągali z sufitu. Przynajmniej te dotyczące Polski. Niewiele nam to jednak pomogło.
Najpierw śmiałem się z trójki młodych Amerykanów – dwóch absolwentów Cambridge i jednego po Uniwersytecie kalifornijskim w Berkeley, że tak głupio polegli na podstawowym zbieraniu informacji. Utwierdzili mnie w przekonaniu, że lepiej by było, żeby „młodzi gniewni”, zamiast spędzać dnie na zbawianiu świata, więcej czasu poświęcali na naukę (tu oczywiście przede wszystkim pojawiała mi się w pamięci Greta Thunberg, która protestowała na ulicy zamiast siedzieć w szkole), żeby kiedyś móc faktycznie mieć wiedzę wystarczającą, żeby coś dobrego zrobić. Potem jednak pomyślałem o tym jeszcze raz i mina mi zrzedła.
Na tabelkę trafiłem przypadkiem, ale przytrzymała mnie na dłużej – cała Unia Europejska na zielono, z słupkami zwykle przekraczającymi 40 proc. i tylko dwa kraje na czerwono – Polska i Kosowo. Ki diabeł? „Czy twój elektryczny samochód na pewno jest ekologiczny?” pytał na górze strony tytuł w serwisie Reutera.
Trzech młodziutkich Amerykanów stworzyło think tank, start-up, którego misją jest zbawienie świata, jakże by inaczej – przez uniknięcie klimatycznej katastrofy. Praca, jaką podjęli na początek wydaje się interesująca. Sprawdzili miksy energetyczne poszczególnych krajów i wyliczyli o ile przesiadka na elektryczny samochód zmniejsza rzeczywiste emisje wynikające z transportu. W Szwajcarii, Norwegii, Francji, Szwecji i Austrii poziom emisji, których unika kierowca przesiadając się z samochodu spalinowego na elektryczny sięgają według nich niemal 100 proc. W Słowacji i na Litwie to około 80 proc., na Węgrzech i na Łotwie około 70 proc., nawet na Ukrainie sporo ponad 60 proc., żeby spojrzeć tylko na kraje z naszej „półki” ekonomicznej i technologicznej. W Polsce o 10 proc. więcej emitują auta elektryczne niż spalinowe!?
Szczerze załamany poszukałem raport trzech młodzieńców, na który powoływał się Reuter. Interaktywna mapa na ich stronie pokazuje, że samochody elektryczne w Polsce emitują aż 13,1 kg CO2/100 km. To mniej więcej dwa razy więcej niż w Czechach czy Bułgarii, 5 razy więcej niż na Słowacji i na Litwie, 26 razy więcej niż we Francji. Po najechaniu myszką na obrys Polski na mapie cały ranking posypał się jak domek z kart. Według autorów raportu udział węgla w polskim miksie energetycznym wynosi aż 87 proc., a energii wiatrowej i fotowoltaicznej … nie ma u nas wcale. Dosłownie – w obu przypadkach udział 0 proc. Raport był przygotowany jesienią ubiegłego roku. Amerykanie piszą go tak, jakby wszystkie wykorzystane dane też były tak aktualne. Oczywiście, energii z węgla mamy znacznie więcej niż inni, ale energetyka odnawialna to już ponad 10 proc. naszej generacji, co najmniej od 2020 roku. Jak amerykańskie zuchy mogły tego nie zauważyć?
Nie oni jedni zresztą mają dziwne źródła informacji o naszej sytuacji. Kilka miesięcy temu stowarzyszenie producentów samochodów ACEA robiło zestawienie dopłat, zwolnień podatkowych i innych korzyści, jakie otrzymują w poszczególnych krajach nabywcy elektrycznych aut. W środku euforii, jaką u nas spowodowało poszerzenie katalogu aut i zwiększenie kwot niektórych dopłat analitykom ACEA wyszło, że w Polsce nie ma żadnych dopłat.
W pierwszej chwili więc kompletnie odrzuciłem bzdurki amerykańskich „analityków”, a potem przypomniałem sobie, że ta zielona energia, z zerowym śladem węglowym to tylko 10 proc. naszego miksu, a więc o tyle mniej powinienem po prostu obniżyć wyniki. Niby jest trochę lepiej, ale w rzeczywistości nadal jesteśmy w ogonie Europy. Jeżeli wynik jest o 10 proc. lepszy to znaczy, że po prostu nie ma u nas różnicy czy jeździmy autem spalinowym czy elektrycznym. Na to samo wychodzi, tylko emisje są w nieco innym miejscu. Niedobre CO2 nie wydostaje się z rury wydechowej auta tylko komina elektrociepłowni.
Mówiąc inaczej – jeżeli nie masz na dachu własnych paneli fotowoltaicznych, żeby ładować swój elektryczny samochód, to emitujesz tyle samo co auta spalinowe, tylko że za swoją niby ekologiczną zabawkę zapłaciłeś o wiele więcej niż za porównywalne auto spalinowe, które w trasie nie zmuszałoby cię do ciągłej obawy czy dojedziesz do kolejnej ładowarki.
Więc w zasadzie do czego namawiamy?